Tuesday 27 July 2010

Napiecie rosnie...

WTOREK 27 LIPCA:
Od poczatku lipca zaczely sie juz proby przeplyniecia kanalu w tym sezonie i musze powiedziec, ze nie wiem czy powinnam je sledzic czy nie, gdyz przez te wszystkie tygodnie treningow w Dover bardzo zblizylismy sie wszyscy do siebie i kazde niepowodzenie traktujemy niemal jak osobiste, co bardzo na nas wplywa. Oczywiscie ogromnie cieszymy sie z sukcesow kazdej udanej proby i nizlomnie sledzimy pozycje lodzi jak tylko otrzymamy wiadomosc kto i kiedy wystartowal, o ktorej godzinie i z ktorym pilotem. Dzieki dostepnej obecnie technologii sledzic mozemy pozycje lodzi a zatem rowniez i plywaka, z aktuanieniem okolo 10cio minutowym. Pozwala nam to obserwowac cala trase plywaka od momentu startu do momentu ukonczenia czy tez przerwania proby. Wielu a moich znajomych ma juz swoje proby za soba i jedni ukonczyli je z rezultatem pozytywnym po 13, 15 czy 17 godzinach plyniecia inni przerwali czy tez zostali wyciagnieci z wody po 7, 10 czy 16 godzinach plyniecia. Nie ma tu reguly. Mamy szybkich i silnych plywakow, ktorzy nie maja zadnych problemow podczas treningow a podczas proby cos sie stanie, kontuzja, oslabienie organizmu, choroba morska, czy zla pogoda i nic na to nie mozna poradzic i mamy tez wolnych plywakow, ktorzy spedza po kilkanascie godzin w wodzie ale maja w sobie tyle determinacji, zeby dac rade przeplynac z Anglii do Francji...
Kazdy ciezko trenuje i kazdy ma takie same szanse.
Nasze motto:
Hope for the best but train for the worst
Licz na najlepsze ale badz przygotowany na najgorsze...

Wednesday 21 July 2010

Wzloty i upadki.

SRODA 21 LIPCA:
OK ja tu tak wszystko pieknie i ladnie opisuje a to nie jest tak do konca z gorki. Trenuje w Dover juz od prawie 3 miesiecy i co weekend na plazy spotykam sie z tymi samymi ludzmi, z ktorymi laczy mnie wspolny cel. Nie ma zawisci czy zlosliwosci bo nie bierzemy udzialu w zawodach tylko kazdy bedzie w rezultacie tych treningow probowal swoich sil solo lub w sztafecie. Mamy podobne problemy i zmagmy sie z tymi samymi demonami. Jest nam w wodzie zimno, jestesmy zmeczeni, plywamy pod wiatr i pod fale, co niejednokrotnie powoduje urazy czy odnowienie sie kontuzji. Sa wsrod nas tacy, ktorzy juz przeplyneli kanal raz, dwa czy 34 razy a i tak za kazdym razem caly trening rozpoczyna sie od nowa. Obecnie po tylu tygodniach aklimatyzacji jestesmy juz w stanie plywac w 16 stopniowej wodzie przez 5, 6 czy 7 godzin bez przerwy i jest nam zimno, jestesmy zmeczeni, wszystko nas boli i chcialoby sie wyjsc ale plywamy, nie poddajemy sie.
Mamy cel i chcemy go dopiac ale czy za wszelka cene...?
Byl posrod nas pewien niezwykle sympatyczny Australijczyk, ktory mial moze troche wiecej problemow z aklimatyzacja w zimnej wodzie niz wiekszosc z nas. Na czas treningow zamieszkal na stale w Dover i w tygodniu trenowal sam albo ze znajomymi w mniejszym gronie a w weekendy razem z cala grupa. W weekendy zaczynal treningi razem z nami ale po 2-3 godzinach wychodzil z wody bo nie mogl pokonac bariery zimna. I tak dzialo sie rowniez kiedy treningi trwaly just po 5 , 6 godzin a Steve (Scooba) nie mogl przelamac swojej zlej passy, az pewnego dnia okolo miesiaca temu, zaliczyl dwa dlugie treningi 6 i 5 godzin w sobote i niedziele. Cieszyl sie jak dziecko i my wszyscy razem z nim. Scooba podobno powiedzial ze przeplynie ten kanal nawet gdyby mialo go to zabic...
We wtorek jego cialo zostalo znalezione w lozku. Zmarl na atak serca miedzy niedziela a poniedzialkiem. Sekcja zwlok wykazala ze mial wade serca, o ktorej nawet nie wiedzial i smierc byla natychmiastowa. Nawet gdyby paramedyk stal obok niego w momencie kiedy to sie stalo to i tak nic by mu nie pomogl. Scooba- jak go nazywalismy, mial 49 lat byl wysportowanym, zdrowym, do tej pory, niczego nie swiadomym wesolym czlowiekiem, ktory odczedl nagle i niespodzewanie ale w naszych sercach pozostanie obecny na zawsze.
Nie musze chyba podkreslac jak ta wiadomosc wstrzasnela nami wszystkimi i jaki nastroj panowal na plazy kiedy spotkalismy sie wszyscy na kolejnym treningu.
Kiedy w sobote dostalismy of Fredy wiadomosc ze mamy plywac po 7 godzin, nikt nawet nie mial nic przeciwko i tylko po plazy rozniosl sie okrzyk "TO DLA SCOOBY!"
W tamta sobote plywal mi sie dobrze i 7 godzin zaliczylam bez problemu ale za to w nidziele wyszlam z wody po 2 godzinach treningu z bolem w klatce piersiowej i nieco podlamana. Po godzinie treningu zaczal mi dokuczac dziwny bol do tej pory nie wiem czy to mialo cos wspolnego z plucami, sercem, zebrami czy obolalymi miesniami. Przez kolejna godzine zwolnilam nieco tempo, uspokoilam oddech ale bol nie przechodzil. Chcialam kontynuowac dalej trening ale wizja tego co zdarzylo sie minionego tygodnia wyprowadzila mnie z rownowagi i nie bylam juz w stanie zmusic sie to kolejnych 4 godzin treningu. Jak tylko wyszlam z wody, znajomi i cala grupa na plazy nie dala mi sie martwic. Kazdy mowil, ze mam jeszcze duzo czasu do swojego terminu a wszystkie weekendy od poczatku sezonu spedzilam w Dover, wiec mam juz duzo przygotowania za soba i nic sie nie stanie jak raz wyjde z wody wczesniej. Po tym wszystkim podeszla do mnie Freda (Channel General) i powiedziala za mam przestac plakac bo slonej wody mamy tu wystarczajaco duzo. Kazala mi sie szybko przebrac w suche rzeczy i odpoczac a po powrocie do Londynu udac sie do lekarza zeby wszystko jak najszybciej sprawdzic.
Dwa tygodnie temu mialam EKG ktore niczego niepokojacego nie wykazalo i pozwolono mi kontynuowac treningi ale w razie bolu nakazano przestac i odpoczac.
Czeka mnie jeszcze jedno badanie ktore przeprowadzone bedzie podczas wysilku fizycznego aby wykluczyc wszystkie ewentualnosci ale ostatnie dwa weekendy w Dover przebiegly sprawnie i bez wiekszych problemow wiec wyglada na to, ze wszystko jest w normie i moglo to byc chwilowe przeciazenie organizmu i wysilek spowodowany siedmiogodzinnym treningiem w sobote objawil sie tak a nie inaczej w niedziele.

Thursday 15 July 2010

7 godzin w morzu...

W zeszla sobote zaliczylam moj najdluzszy jak dotad trening. 7 godzin plywania niemal bez przerwy w slonej wodzie morskiej to niewatpliwie duze osiagniecie. Musze przyznac ze plywalo mi sie calkiem dobrze szczegolnie po pierwszech dwoch godzinach treningu, ktore sa dla mnie zawsze najtrudniejsze, poniewaz to podczas tych pierwszech godzin temperatura ciala spada najgwaltowniej, co jest dla mnie osobiscie jednym z najtrudniejszych etapow wszystkich treningow. Po pierwszym spadku temperatura ciala jakby sie normuje i oczywiscie organizm dalej sie wyziebia ale nastepuje to nieco wolniej.
Po tych dwoch godzinach dostajemy pierwszy "posilek" w formie plynnej i cieply napoj milo ogrzewa wyziebiony organizm, dostarcza nowej energii na kontunuacje treningu i poprawia nieco nastroj.
Zazwyczaj plywamy w grupie ludzi ale sami, czyli jest nas w wodzie sporo w tym samym czasie ale kazdy plynie z inna szybkoscia i trudno jest znalezc kogos z kim mozna plynac tym samym rytmem ale bez kompromisow. Przewaznie jeden z plywakow nieco zwalnia albo drugi stara sie plynac troche szybciej niz normalnie, aby mogli plynac kolo siebie, gdyz jest to przyjemniejsze niz wielogodzinne samotne plywanie od sciany do sciany...
W zeszla sobote milam to szczescie spotkac plywaka z ktorym idealnie zgralismy sie jesli chodzi o szybkosc i rytm i dzieki temu plywalo nam sie obojgu znacznie przyjemniej i czas jakos szybciej lecial.

W tym tygodniu do Dover przyjedzie moja kolezanka, ktora poznalam kilka tygodni temu na treningu w Jersey i ktora przeplynela dystans z Jersey do Francji 2 tygodnie temu, wiec nie moge sie juz doczekac aby uslyszec jej opowiesc odnosnie tego wyczynu i potrenowac razem z nia, gdyz obie plywamy w tym samym tempie.

Zapowiada sie mily i ciekawy weekend :)

Monday 5 July 2010

6cio godzinny trening kwalifikacyjny

Poprzedni weekend w Dover zakonczyl sie dla mnie pelnym sukcesem co zdecydowanie pozytywnie nastroilo mnie na caly kolejny tydzien!
Certyfikat 6cio godzinnego treningu kwalifikacyjnego

Aby zostac oficjalnie dopuszczonlym do proby przeplyniecie kanalu w sztafecie trzeba przedstawic feredacji CS&PF pisemne oswiadczenie ze zaliczylo sie dwu godzinny trening na wodach otwartych, gdzie temp wody wynosi nie wiecej niz 16 stopni i oswiadczenie to musi byc potwierdzone przez osobe ktora byla obecna podczas tych 2 godzin treningu.
W przypadku osob ktore chca podjac probe przeplyniecia kanalu solo, "test" kwalifikacyjny wynosi 6 godzin w wodzie o temperaturze nie wyzszej niz 16 stopni. i te 6 godzin trzeba spedzic w wodzie niemalze bez przerwy. Dopuszczalne so jedynie krotkie przerwy podczas ktorych plywakowi podaje sie napoje i pozywienie ale podczas tych przerw. ktore odbywaja sie co godzine i ktore zwykle nie przekraczaj 1 minuty, plywak pozostaje w wodzena .

W sobote spedzilam w wodzie troche ponad 6 godzin, (moj porzedni rekord, 2 tygodnie temu, stanowil tylko 4 godziny) zaliczajc tym samym wymagane minimum i moge teraz oficjalnie przystapic do mojego szalonego projektu i rzucic sie w nurt wielkiej wody!
Jakby tego bylo malo to po 6ciu godzinach plywania w sobote, musialam jeszcze spedzic kolejne 5 godzin trenujac w niedziele. Neptun w niedziele nie byl nam laskawy i wraz z ojcem wiatrem rozkolysali i rozhustali nam wode aby utrudnic i tak juz wyczerpujacy trening.
Wszystko udalo sie prawie bez wiekszych obrazen, nie liczac obolalego prawego ramienia i lopatki oraz poparzonego przez meduzy lewego przedramienia...
Ale nic sie tym nie martwie, gdyz satysfakcja z faktu, ze mam juz za soba wymagane minimum i trening idzie w dobrym kierunku, jest wieksza niz tymczasowo obolale cialo :) .