Thursday 15 July 2010

7 godzin w morzu...

W zeszla sobote zaliczylam moj najdluzszy jak dotad trening. 7 godzin plywania niemal bez przerwy w slonej wodzie morskiej to niewatpliwie duze osiagniecie. Musze przyznac ze plywalo mi sie calkiem dobrze szczegolnie po pierwszech dwoch godzinach treningu, ktore sa dla mnie zawsze najtrudniejsze, poniewaz to podczas tych pierwszech godzin temperatura ciala spada najgwaltowniej, co jest dla mnie osobiscie jednym z najtrudniejszych etapow wszystkich treningow. Po pierwszym spadku temperatura ciala jakby sie normuje i oczywiscie organizm dalej sie wyziebia ale nastepuje to nieco wolniej.
Po tych dwoch godzinach dostajemy pierwszy "posilek" w formie plynnej i cieply napoj milo ogrzewa wyziebiony organizm, dostarcza nowej energii na kontunuacje treningu i poprawia nieco nastroj.
Zazwyczaj plywamy w grupie ludzi ale sami, czyli jest nas w wodzie sporo w tym samym czasie ale kazdy plynie z inna szybkoscia i trudno jest znalezc kogos z kim mozna plynac tym samym rytmem ale bez kompromisow. Przewaznie jeden z plywakow nieco zwalnia albo drugi stara sie plynac troche szybciej niz normalnie, aby mogli plynac kolo siebie, gdyz jest to przyjemniejsze niz wielogodzinne samotne plywanie od sciany do sciany...
W zeszla sobote milam to szczescie spotkac plywaka z ktorym idealnie zgralismy sie jesli chodzi o szybkosc i rytm i dzieki temu plywalo nam sie obojgu znacznie przyjemniej i czas jakos szybciej lecial.

W tym tygodniu do Dover przyjedzie moja kolezanka, ktora poznalam kilka tygodni temu na treningu w Jersey i ktora przeplynela dystans z Jersey do Francji 2 tygodnie temu, wiec nie moge sie juz doczekac aby uslyszec jej opowiesc odnosnie tego wyczynu i potrenowac razem z nia, gdyz obie plywamy w tym samym tempie.

Zapowiada sie mily i ciekawy weekend :)

No comments:

Post a Comment