Wednesday 21 July 2010

Wzloty i upadki.

SRODA 21 LIPCA:
OK ja tu tak wszystko pieknie i ladnie opisuje a to nie jest tak do konca z gorki. Trenuje w Dover juz od prawie 3 miesiecy i co weekend na plazy spotykam sie z tymi samymi ludzmi, z ktorymi laczy mnie wspolny cel. Nie ma zawisci czy zlosliwosci bo nie bierzemy udzialu w zawodach tylko kazdy bedzie w rezultacie tych treningow probowal swoich sil solo lub w sztafecie. Mamy podobne problemy i zmagmy sie z tymi samymi demonami. Jest nam w wodzie zimno, jestesmy zmeczeni, plywamy pod wiatr i pod fale, co niejednokrotnie powoduje urazy czy odnowienie sie kontuzji. Sa wsrod nas tacy, ktorzy juz przeplyneli kanal raz, dwa czy 34 razy a i tak za kazdym razem caly trening rozpoczyna sie od nowa. Obecnie po tylu tygodniach aklimatyzacji jestesmy juz w stanie plywac w 16 stopniowej wodzie przez 5, 6 czy 7 godzin bez przerwy i jest nam zimno, jestesmy zmeczeni, wszystko nas boli i chcialoby sie wyjsc ale plywamy, nie poddajemy sie.
Mamy cel i chcemy go dopiac ale czy za wszelka cene...?
Byl posrod nas pewien niezwykle sympatyczny Australijczyk, ktory mial moze troche wiecej problemow z aklimatyzacja w zimnej wodzie niz wiekszosc z nas. Na czas treningow zamieszkal na stale w Dover i w tygodniu trenowal sam albo ze znajomymi w mniejszym gronie a w weekendy razem z cala grupa. W weekendy zaczynal treningi razem z nami ale po 2-3 godzinach wychodzil z wody bo nie mogl pokonac bariery zimna. I tak dzialo sie rowniez kiedy treningi trwaly just po 5 , 6 godzin a Steve (Scooba) nie mogl przelamac swojej zlej passy, az pewnego dnia okolo miesiaca temu, zaliczyl dwa dlugie treningi 6 i 5 godzin w sobote i niedziele. Cieszyl sie jak dziecko i my wszyscy razem z nim. Scooba podobno powiedzial ze przeplynie ten kanal nawet gdyby mialo go to zabic...
We wtorek jego cialo zostalo znalezione w lozku. Zmarl na atak serca miedzy niedziela a poniedzialkiem. Sekcja zwlok wykazala ze mial wade serca, o ktorej nawet nie wiedzial i smierc byla natychmiastowa. Nawet gdyby paramedyk stal obok niego w momencie kiedy to sie stalo to i tak nic by mu nie pomogl. Scooba- jak go nazywalismy, mial 49 lat byl wysportowanym, zdrowym, do tej pory, niczego nie swiadomym wesolym czlowiekiem, ktory odczedl nagle i niespodzewanie ale w naszych sercach pozostanie obecny na zawsze.
Nie musze chyba podkreslac jak ta wiadomosc wstrzasnela nami wszystkimi i jaki nastroj panowal na plazy kiedy spotkalismy sie wszyscy na kolejnym treningu.
Kiedy w sobote dostalismy of Fredy wiadomosc ze mamy plywac po 7 godzin, nikt nawet nie mial nic przeciwko i tylko po plazy rozniosl sie okrzyk "TO DLA SCOOBY!"
W tamta sobote plywal mi sie dobrze i 7 godzin zaliczylam bez problemu ale za to w nidziele wyszlam z wody po 2 godzinach treningu z bolem w klatce piersiowej i nieco podlamana. Po godzinie treningu zaczal mi dokuczac dziwny bol do tej pory nie wiem czy to mialo cos wspolnego z plucami, sercem, zebrami czy obolalymi miesniami. Przez kolejna godzine zwolnilam nieco tempo, uspokoilam oddech ale bol nie przechodzil. Chcialam kontynuowac dalej trening ale wizja tego co zdarzylo sie minionego tygodnia wyprowadzila mnie z rownowagi i nie bylam juz w stanie zmusic sie to kolejnych 4 godzin treningu. Jak tylko wyszlam z wody, znajomi i cala grupa na plazy nie dala mi sie martwic. Kazdy mowil, ze mam jeszcze duzo czasu do swojego terminu a wszystkie weekendy od poczatku sezonu spedzilam w Dover, wiec mam juz duzo przygotowania za soba i nic sie nie stanie jak raz wyjde z wody wczesniej. Po tym wszystkim podeszla do mnie Freda (Channel General) i powiedziala za mam przestac plakac bo slonej wody mamy tu wystarczajaco duzo. Kazala mi sie szybko przebrac w suche rzeczy i odpoczac a po powrocie do Londynu udac sie do lekarza zeby wszystko jak najszybciej sprawdzic.
Dwa tygodnie temu mialam EKG ktore niczego niepokojacego nie wykazalo i pozwolono mi kontynuowac treningi ale w razie bolu nakazano przestac i odpoczac.
Czeka mnie jeszcze jedno badanie ktore przeprowadzone bedzie podczas wysilku fizycznego aby wykluczyc wszystkie ewentualnosci ale ostatnie dwa weekendy w Dover przebiegly sprawnie i bez wiekszych problemow wiec wyglada na to, ze wszystko jest w normie i moglo to byc chwilowe przeciazenie organizmu i wysilek spowodowany siedmiogodzinnym treningiem w sobote objawil sie tak a nie inaczej w niedziele.

No comments:

Post a Comment