Thursday 30 September 2010

Podsumowanie przebiegu proby przeplyniecia Kanalu La Manche

Witam,

Po pierwsze, dziekuje bardzo wszystkim za ogromne wsparcie jakie od Was otrzymalam przed i podczas mojej proby 28ego wrzesnia oraz cieple slowa i gratulacje zaraz po probie podboju kanalu la Manche. Dziekuje rowniez za doping i niezliczona wrecz ilosc wiadomosci i maili, ktore przesylaliscie podczas mojego plyniecia. Wiekszosc z nich przekazywana mi byla z lodzi przez moja wspaniala zaloge i zdecydowanie wywolywala usmiech na moich ustach, pomagajac w przeplynieciu kolejneych kilomertow.

Rowniez ogromnie dziekuje mojemu pilotowi, jego zalodze i obserwatorowi, ktorzy czuwali nad moim bezpieczenstwem. Nie doplynelabym tak daleko jak doplynelam, gdyby nie ich ogromna wiedza i doswiadczenie!


Ok to z tego co pamietam…
Wystartowalam z plazy Szekspira okolo godziny 10.50. Od momentu startu, przyzwyczajenie sie do otoczenia zajelo mi zaledwie 20 minut. Po tym czasie czulam sie juz calkiem komfortowo i tempo mojego plyniecia bylo calkiem ustabilizowane, czyli okolo 63 pociagniec na minute. Nie towarzyszyly mi negatywne mysli takie jak: “czy dam rade doplynac do konca”, “a co jak nie dam rady”, “co zrobie jak bedzie mi zimno”, nie, od poczatku do konca dobrze sie bawilam i kazde pociagniecie ramieniem sprawialo mi przyjemnosc, gdyz wiedzialam ze zbliza do upragnionego celu.
Przyzwyczajenie sie do temperatury wody, ktora z tego co sie orientuje, wynosila okolo16-17 stopni, zajelo mi okolo 2-3 godziny po czym nie odczuwalam juz zimna.
Po siedmiu godzinach od startu Pawel, moj kolega plywak, dolaczyl do mnie do wody na godzine, dzieki czemy plynelo mi sie przyjemniej i czas szybciel zlatywal. Kiedy po godzinie Pawel wychodzil z wody, ja zmienilam okolarki z ciemnych na przezroczyste, z przyczepiona do nich lampka blyskowa, gdyz slonce juz zachodzilo i robilo sie ciemnio, a ja dla wlasnego bezpieczenstwa musialam byc widoczna w wodzie.
W tym momencie uswiadomilam sobie ze nie siusialam od okolo godziny, a zatrzymanie plynow w organizmie, podczas takiego wysilku, nie wrozy nic dobrego jednak wtedy jeszcze sie tym nie martwilam. Odczuwalam rowniez lekkie mdlosci od ilosci plynu nagromadzonego w zoladku. Musze tu wyjasnic ze od momentu startu, praktycznie co pol godziny, podawany mi byl plyn energetyczny w ilosci 250-300ml. Ta wysoko-weglowodanowa mieszanka miala za zadanie uzupelniac energie spalana przeze mnie podczas plyniecia. Czesc mnie chciala pozbyc sie zawartosci zoladka aby plynelo mi sie lzej, jednak wedzialam ze jesli to zrobie to pozbawie sie duzej ilosci nagromadzonej energii znacznie szybciej. Staralam sie zatem plynac dalej i nie skupiac nad powstalym problemem. Zaloga, ktora swiadoma byla tego co sie dzieje, dodala elektrolit do mojego kolejnego “posilku” aby mi pomoc ale jakies 10-15 minut pozniej wymiotowalam, gdyz zawartosc mojego zoladka byla juz zbyt duza i truda do zniesienia. Musze przyznac, ze po tym incydencie plynelo mi sie troche wygodniej. W tym momencie nie mialam pojecia jak dlugo bylam w wodzie, jaki odcinek drogi udalo mi sie juz pokonac, czy gdzie dokladnie sie znajdowalam. Kilka z niepisanych zasad plywakow porywajacych sie na taka probe jest takich, ze nie patrzymy sie za siebie, gdyz wysokie klify Dover wydaja sie nigdy nie oddalac, nie patrzymy sie do przodu, gdyz brzeg Francji wydaje sie nigdy nie zblizac, nie ma znaczenia jak dlugo plyniemy, gdzie jestesmy i jak daleko jeszcze mamy do celu, gdyz nie mamy na to wiekszego wplywy i taka wiadomosc w niczym nam nie pomaga a wrecz moze zadzialac zniechecajaco. Koniec koncow jest taki ze plywy i prady morskie moga pomieszac wszystkie plany,. Ruchy wody morskiej nigdy nie sa takie same, woda przemieszcza sie przez kanal z rozna predkascia i sila i nie ma dwoch takich samych tras wykonanych przez tego samego, czy tez roznych plywakow i pilotow. Zatem zgodnie z tymi zasadami nie pytalam sie gdzie jestem i czy daleko jeszcze, tylko tak jak na treningach przemieszczalam jedno ramie przed drugie i pokonywalam kolejne kilometry i mile. Nie narzekalam, nie myslalam “o rany niech to sie juz skonczy”, nie mowilam, ze mam juz dosc, jestem zmeczona, jest mi zimno i chce wyjsc, gdyz tak nie myslalam. Czulam sie jak ryba w wodze, nie czulam zimna, nic mnie nie bolalo, kontuzja barku i ramienia sprzed miesiaca nie dokuczala, plynelo mi sie wygodnie i nie myslalm o zakonczenui, po prostu plynelam...
…przez prawie 14 godzin.

 
To czego nie pamietam dobrze...
to mowiac szczerze ostatnie 60 do 90 minut ktore spedzilam w wodzie. Pamietam tylko pewne fragmenty z tego etapu. Nie bylam w stanie dokladnie widziec czlonkow mojej zalogi, gdyz swiatlo z lodzi bylo bardzo silne i mnie oslepilo. Nie wiedzialam czy ktos do mnie macha zeby mi dac znac, ze to juz czas na kolejne karmienie czy tylko mi sie zdawalo. Nie bylam w stanie dobrze slyszec, gdyz woda zatykala mi uszy, wiec co jakis czas zatrzymywalam sie zeby spojrzec na zaloge i przysluchac sie czy ktos mnie wola. Mialam problemy ze skupieniem i wlasciwym odbiorem otoczenia. Pamietam rowniez ze mialam problem z plynieciem rownolegle do lodzi i zaczelam plynac w strone lodzi, tak ze bylam zbyt blisko, wtedy z kolei odplywalam zeby zachowac bezpieczna odleglosc i bylam zbyt daleko czyli w rezultacie zaczelam plywac zygzakiem zamiast wzdluz lodzi. Moje mysli z tego etapu plyniecia sa raczej fragmentyczne i tak jakby w pourywanym filmie, wiec moge jedynie przypuszczac ze w tym czasie nie bylam juz sprawna psychicznie do tego aby kontynuowac moja probe.


To co sie stalo to tak naprawde wypadkowa wielu czynnikow i zdarzen. Mialam zbyt pelen zoladek i nie moglam juz przyjmowac odpowiedniej ilosci plynow, prawdopodobnie z powodu zimna moje nerki przstaly sprawnie funkcjonowac i nie moglam juz regularnie siusiac a nastepnie prawa nerka zaczela mnie troche bolec. Podczas oddychania wdychalam z powietrzem drobinki wody, ktore odkladaly mi sie w plucach i ograniczaly z czasem ilosc wdychanego powietrza. Zaczelam wtedy kaszlec co jakis czas i ograniczona ilosc powierzchni pluc, tak wazna podczas uprawiania intensywnych cwiczen fizycznych, spowodowala ze moj mozg i miesnie nie dostawaly wystarczajacej ilosci tlenu wiec organizm powoli opadal z sil i zaczelam tracic swiadomosc, nie zdajac sobie nawet sprawy z tego co sie dzieje. Psychicznie bylam ciagle silna, nie mialam dosyc, nie chcialam wychodzic z wody, ciagle plynelam ale poniewaz tracilam predkosc, nie moglam dobrze widziec, slyszec czy rozumiec so mowia do mnie czlonkowie zalogi i pilot to bylo juz calkiem jasne ze nie jest dla mnie bezpieczne pozostanie w wodzie i kontynuowanie proby. Pilot podjal decyzje wyciagniecia mnie z wody.

Pamietam tylko, ze ktos pokazywal mi drabine, ze postawilam jeden krok na szczebelek, potem drugi a pozniej bylam juz sucha i ubrana w kabinie lodzi, w drodz powrotnej do Dover.

Jest to dla mnie teraz oczywiste ze moja swiadomosc tego co sie dzieje zanikla zanim moja proba zostala oficjalnie zakonczona.

Dopiero w srode po poludniu, juz w Londynie, obejrzalam krotkie nagranie uwieczniajace ostateczna probe rozmowy, ktora zaloga i pilot chcieli ze mna przeprowadzic zanim zostalam wyciagnieta z wody. W ich glosach uslyszalam zarowno ogromna troske jak i starch o moje bezpieczenstwo. Wszystko co bylam w stanie powiedziec to “co”, “czemu”, “co”, “jak” I ciagle probowalam odplywac od lodzi. Moje imie zostalo wypowiedziane/wykrzyczane przez wszystkich niezliczona ilosc razy aby nawiazac ze mna jakikolwiek kontakt. Musze przyznac ze wyglada to dosc przerazajaco, tym bardziej ze ja nic z tego nie pamietam. Sytuacja byla bardzo powazna i Pawel byl gotowy wskoczyc za mna do wody w kazdej chwili, gdybym zdecydowala sie znowu odplynac zamiast chwycic drabinki i wejsc na lodz.

Jestem ogromnie wdzieczna mojej wspanialaj zalodze i doswiadczonemu pilotowi za opieke jaka mi zapewnili i w pelni doceniam i akceptuje ich decyzje aby zakonczyc moja probe.

 
Nie jestem smutna ani zla, ze nie udalo mi sie ukonczyc mojej proby tak jak chcialam i stanac dumnie na brzegu Francji. Uwazam ze plyniecie przez 13 godzin i 43 minuty w wodzie o temp 16-17 stopni, przy temp powietrza nizszej niz temp wody i polowy czasu spedzonego w wodzie w ciemnosciach a nastepnie przerwanie zaledwie w odleglosci okolo 3 mil/5 km od brzegu Francji jest niesamowitym osiagnieciem i jestem z niego bardzo dumna. Jest to zdecydowanie najciezsza proba jakiej sie kiedykolwiek poddalam. Jestem po tym wszystkim badzo zmeczona, dosc slaba i wyziebiona ale musze przyznac ze ramiona prawie mnie nie bola, co jest dla mnie calkowitym zaskoczeniem. (Wyglada na to, ze treningi w Dover dobrze przygotowaluy moje miesnie do wysilku fizycznego.)

Oczywiscie przyjemniej byloby ukonczyc probe sukcesem ale moje zdrowie i bezpieczenstwo sa wazniejsze niz moje marzenie w tym wypadku. Marzenia nie zawsze spelniaja sie wtedy, kiedy tego oczekujemy, czasami trzeba troche dluzej poczekac.

A poniewaz nie znosze nie dokonczonych spraw to wyglada na to, ze kanal La Manche i ja mamy niedokonczony biznes do rozwiazania…

 
Tak to juz jest, ze z probami przeplyniecia kanalu La Manche nigdy nie wiadomo nic na pewno. Jak kiedys powiedzial moj kolega “to jest woda, to jest zywiol, to jest niebezpieczne…” I z tego powodu przeplyniecie tej ciesniny porownywane jest ze wspinaczka na Mount Everest. Jezeli chodzi o przygotowanie plywaka do tej wielkiej proby to 20% sukcesu zalezy od przygotowania fizycznego a pozostale 80% stanowi przygotowanie psychiczne. Ale mowimy tu o sporcie ekstremalnym a w min sukces nie zalezy jedynie od jednostki ale od calej grupy ludzi ktorzy nad tym ciezko pracuja, w tym zalogi plywaka , pilota, jego dlugoletniego doswiadczenia, sily wiatru, naslonecznienia, prodow wodnych i ich sily, tego jak organizm plywaka zareaguje na wszystkie te czynniki plus spaliny z lodzi pilota i rozne inne niespodziewane zdarzenia. To wypadkowa czynikow do ktorych staramy sie przygotowac ale czasami niestety nie mamy na nie wplywu…

PS. Freda, Emma, Irene, Barrie, Louise, nie moge wrecz wyrazic slowami jak bardzo jestem wam wdzieczna za wsparcie, pomoc, dobra rade i rekaw na otarcie lez, ktore od was otrzymalam podczas moich przygotowan i treningow w Dover. To niesamowite jak bardzo poswieceni jestescie temu pieknemu sportowi, jak wiele oferujecie wszystkim plywakom zarowno podczas treningow w Dover jak i podczas dokonywanych prob. Nigdy nie udaloby mi sie osiagnac tak wiele jak osiagnelam gdyby nie wasza ogromna pomoc!

 
Przepraszam ale wyglada na to, ze bedziecie musieli jeszcze troche wytrzymac moja obecnosc! :)



No comments:

Post a Comment